Miłego czytania ;).
- Ciszej, Ron!
- Ciszej? Ciszej!? Zaraz pójdę do tego, tego...
- Uspokój się, bo przysięgam, że jeszcze chwila, a rzucę na ciebie Petrificusa!
- Jak ja mam być spokojny, do cholery?! Hermiono, nie będziesz pracowała ze śmierciożercą! Po moim trupie!
- Na Merlina! Opanuj się, inaczej ktoś cię usłyszy i wtedy będziesz tym cholernym trupem! Choć raz zachowaj się poważnie! – wrzasnęła, tracąc kontrolę nad swoimi słowami.
Chłopak znieruchomiał i wtedy Hermiona uświadomiła sobie, jak się zachowała. Wyładowała na nim całą złość, którą dusiła przez cały poranek. Ron na to nie zasłużył. Westchnęła ciężko i przytuliła się do niego. Jego zapach choć trochę ją uspokoił.
- Przepraszam – szepnęła. - Po prostu, to był szok, zobaczyć Malfoy'a. Przecież minęło tyle czasu. Prawie dwa lata i już zaczynałam zapominać, a teraz wszystko odżyło na nowo.
Poczuła dotyk jego dłoni na swojej głowie. Odetchnęła z ulgą, że nie kontynuował tej wymiany zdań. Zresztą tego się spodziewała. Gdyby się pokłócili, to ona wyprowadziłaby się z Nory, a to z kolei nie byłaby zbyt wygodna sytuacja dla Rona. Dla niego łatwiej jest wybaczyć, niż tłumaczyć Molly powód sprzeczki. Był taki przewidywalny. I nie miała pojęcia, czy stanowiło to jego wadę, czy też zaletę.
- Nie martw się. Zawsze jest szansa, że ta fretka odpuści – powiedział spokojnie rudowłosy.
Zaśmiała się gorzko. Naprawdę w to wierzył?
- A widziałeś kiedyś, żeby Malfoy odpuścił? - popatrzyła mu w oczy.
- Nie. I to mnie właśnie przeraża.
*
Ciężko było jej wrócić do gabinetu, wiedząc, że czeka ją jeszcze co najmniej dwie godziny pracy. Najgorsze, że nie miała kompletnego pojęcia, co będzie w ciągu tych dwóch godzin robiła. Malfoy nie ustalił jasnego planu, a cały poranek spędzili na czytając pocztę. Nienawidziła takich sytuacji. Lubiła mieć wszystko przygotowane, nigdy nie zostawiała rzeczy na ostatnią chwilę, ale była świadoma, że z jej „partnerem” jest wręcz odwrotnie. Pomijając, że jeśli już coś zaplanuje, to się tym z nią nie podzieli.
Siedząc wygodnie na sofie, spojrzała nerwowo na zegarek. Już wpół do trzeciej. Chyba sobie żartuje. Drugie spóźnienie w ciągu jednego dnia?! I ona miała z kimś takim współpracować! On chyba nawet nie zna takiego słowa, jak współpraca! Malfoy to skompresowanie wszystkich negatywnych cech. Spóźnialski, wredny, irytujący, bezczelny, arogancki, zarozumiały, cyniczny... Mogłaby wymieniać bez końca. Zresztą nienawidziłaby go nawet bez nich. Nic nie cofnie jego czynów, choćby zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Miała wielką, wręcz ogromną nadzieję, że już nigdy więcej go nie spotka. Tak bardzo chciała zapomnieć o wojnie, o tych wszystkich strasznych rzeczach. I bez niego było jej ciężko. A teraz? Szczerze wątpiła w spokojny sen. Do oczu napłynęły jej łzy. Już miała pozwolić im spłynąć po policzkach, ale nagle usłyszała ciche śmiechy. Rozpoznała damski i męski głos. Głos Malfoy'a. Drzwi się otworzyły i prawie się uśmiechnęła, widząc, że miała rację, lecz wtedy do pomieszczenia weszła druga osoba. Zastygła w połowie uśmiechu, uświadamiając sobie, że tę rudowłosą dziewczynę bardzo dobrze zna.
- Amica? - spytała głupio.
Przecież to oczywiste, że stałą przed nią Amica. I Malfoy. Amica i Malfoy. Jej oczy skakały niecierpliwie z jednego na drugie, czekając, aż ktoś się odezwie. Wtedy chłopak odchrząknął i objął ramieniem swoją partnerkę.
- Cóż, Ami. Chyba musimy wracać do swoich obowiązków – mrugnął do niej.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i lekko zaczerwieniła. Hermiona miała wielką nadzieję, że ze wstydu.
- Na to wygląda, panie Ministrze – zachichotała. - Ale kolacja jest aktualna?
- Jak najbardziej.
- W takim razie do zobaczenia – powiedziała i wyszła z gabinetu, nie obdarzając swojej przyjaciółki nawet jednym spojrzeniem.
Co to niby miało być? Przeniosła wzrok na blondyna, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale on bynajmniej się do nich nie śpieszył. Usiadł leniwie na fotelu, kładąc nogi na biurku i zakładając ręce za głową. Nie miała najmniejszego zamiaru odpuścić.
- Skąd znasz Amicę? - wypaliła.
Uniósł wysoko brwi.
- Skąd PAN MINISTER zna Amicę? - poprawiła się, przewracając przy tym oczami.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Poznałem ją podczas przerwy obiadowej, jadąc windą do atrium. Zjedliśmy obiad razem, jak się domyślasz.
- Już? Koniec? - spytała zdziwiona.- Po jednej przerwie zapraszasz dziewczynę na kolację?
- A dlaczego miałem jej nie zaprosić? Miła, inteligentna, błyskotliwa...
- No właśnie, całkowite przeciwieństwo ciebie – weszła mu w słowo.
- ... brzydka też nie jest – dokończył.
Zatkało ją.
- Przecież z tego, co zauważyłam w ciągu ponad siedmiu lat, to nienawidzisz rudych.
- Tylko, jeśli mają na nazwisko Weasley. O ile Wieprzlej w końcu zdecyduje, to ty też będziesz miała.
Trafił w jej czuły punkt. Fakt, była już tyle czasu z Ronem, że w tym momencie powinna wybierać suknię ślubną, ale jemu najwidoczniej się nie śpieszyło. A ona nie miała zamiaru naciskać. Zamiast tego cieszyła się z szczęścia Ginny i Harry'ego, którzy byli już narzeczeństwem. Jako druhna miała wiele rzeczy do zrobienia przed ślubem, zaplanowanym na dwudziestego czerwca. Sukienka, tort, lista gości... Powinna być wycieńczona, lecz z niewiadomych przyczyn sprawiało jej to niesamowitą frajdę. Gdy padała zmęczona na łóżko, robiła to z uśmiechem na ustach, i tylko Ron narzekał, że poświęca mu tak mało czasu. Z rozmyślań wyrwał ją głos Malfoya.
- Ej, koniec marzeń o upojnej nocy z rudym. To takie nierealne, że aż nie warto o tym myśleć.
Stop. Czy on właśnie mówił o jej życiu seksualnym? Czepia się najintymniejszych spraw, a ona nie ma prawa nawet zwrócić się do niego po nazwisku? Nie bez powodu jest Gryfonką, nie da sobą pomiatać, a na pewno nie jemu.
- Ron przynajmniej ma STAŁĄ partnerkę.
- Jasne, i STALE nie zmienia nic w łóżku?
Owszem, jej chłopak nie eksperymentował, ale czy to źle? Lubiła wiedzieć, co ją czeka, dzięki temu unikała krępujących sytuacji. Choć przez to traktowała seks, jako obowiązek, a nie przyjemność, to jednak wolała zostawić sprawy, takimi, jakie są. Już dawno się z tym pogodziła i prawie z ulgą przyjęła fakt, że robili to coraz rzadziej.
- Przestaniesz udawać, że wiesz wszystko o moim życiu? - spytała, zmęczona już tą rozmową.
- Ale ja wiem wszystko o twoim życiu – uśmiechnął się drwiąco.
- Cóż, wątpię – stwierdziła. – Ponadto chciałabym zauważyć, że przerwa obiadowa skończyła się już ponad pół godziny temu.
- I?
- I chyba powinniśmy wziąć się do pracy, panie Ministrze, jeśli chcemy być w swoich domach przed piątą.
- Chyba muszę przyznać pani rację, panno Granger. Skoro kolację mam na szóstą... - wspomniał mimochodem.
- Ależ naprawdę nie interesują mnie pana plany, panie Ministrze.
- Chciałem tylko podkreślić, że mi się śpieszy.
- Trzeba było przy... - zaczęła ze złością, lecz szybko się opanowała. - To znaczy, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pan zdążył.
- Cudownie. W takim razie ustal mój grafik spotkań na jutro, a ja przejrzę tę papiery – skończył z satysfakcją.
- Jak pan sobie życzy.
*
- Przeklęty Kingsley! Żeby zostawić taki bałagan w aktach! Jak tylko go znajdę...
Przewróciła oczami. Jak dziecko, po prostu jak dziecko. Tak... Najpierw wywiad... Najlepiej o dziewiątej. Trzeba będzie jak najszybciej wysłać sowę do wydawnictwa. Rozejrzała się za jakąś czystą kartką papieru. Wstała, by podejść do biurka od strony blondyna. Bez słowa odepchnęła jego fotel, otworzyła szafkę i z uśmiechem wyciągnęła arkusz. Chwyciła długopis, po czym wróciła na swoje miejsce. Chłopak wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Co to było? - warknął.
- Szukałam papieru – wyjaśniła spokojnie.
- Wystarczyłoby Accio, ale najwidoczniej preferujesz przemoc fizyczną.
- Ach, czyli wolałeś dostać drzwiczkami szafki w nogę? Dobrze, zapamiętam.
Powróciła do przerwanej czynności. Gdy skończyła pisanie, zastanowiła się, czyją sową wysłać list. Na pewno nie jej, Malfoy'a raczej też nie. Postanowiła się go o to spytać.
- Em, panie Ministrze?
- Czego? - warknął ponownie.
- Tak się zastanawiałam... Czyją sową wysłać list? Bo tu żadnej nie widzę.
- Bo żadnej tu nie ma, Granger – wzniósł oczy ku niebu. - Idź do Personelu Pomocniczego, zaprowadzą cię do małej sowiarni Ministerstwa.
Zrezygnowana udała się do drugiej części poziomu I i widząc niską brunetkę w grafitowej spódnicy, podeszła do niej.
- Przepraszam, chciałabym się dowiedzieć, gdzie jest sowiarnia Ministerstwa.
- A pani jest kim? - dziewczyna, początkowo wyglądająca na miłą, zmierzyła ją wzrokiem.
Hermiona spojrzała na nią z udawaną wyższością i odpowiedziała, niby od niechcenia:
- Asystentką Ministra Magii. Nowego Ministra Magii.
Brunetka szybko się zreflektowała i lekko zaczerwieniła.
- Ja... Ja przepraszam, nie wiedziałam – zaczęła się jąkać. - Już panią prowadzę, to na końcu korytarza.
*
Tak, kolejka Cariny jest wciąż zablokowana.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest naprawdę ciekawe! Od dawna szukałam czegoś oryginalnego :) Mam nadzieję, że niedługo dodasz nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńDominika
Bardzo fajne opowiadanie. Nie rozumiem dlaczego jest tak mało komentujących osób :) Czekam na nową notkę
OdpowiedzUsuńBoskiee ♥♥♥ Jak wiesz weszłam na tb bloga dzięki stronce na fb :D (Adminka Pansy :D) Bardzo mi się podoba pomysł z tym ministrem i wgl <3 awww <3 tylko czemu jescze nie ma nowego rozdziału?! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i życzę WENY :*
OdpowiedzUsuńzapraszam też do mnie : http://dramiona-na-zawsze-razem.blog.onet.pl/ :>
Fajny rozdział, Hermiona mająca władzę nad mniejszymi pionkami Ministerstwa :D Fajno, fajno :P
OdpowiedzUsuńUżyję kominka, by przenieść się do kolejnego rozdziału, tak więc...:
*rzucając proszek mówi głośno* - Rozdział IV!
;)
Pozdrawiam!
~ Pure - Blood Princess