niedziela, 22 września 2013

Rozdział piąty.

Po dłuuugiej przerwie nareszcie znowu ruszyłam :D. Rozdział szósty jest gotowy w połowie, więc w ciągu najbliższych dwóch tygodni powinien się ukazać ;). Zapraszam do czytania.



- Kim ona jest?
- Hermiona Granger...
- Ale ona nie jest czystej krwi, prawda?
- Asystentka Ministra jest razem z nim!
Te szepty doprowadzały Hermionę do szału. Jeśli już muszą ją obgadywać, niech robią to trochę ciszej!
- Granger, co ty tutaj robisz!?
I jeszcze ten świr.
- Siedzę, Malfoy.
Złapał ją za łokieć i niemal brutalnie ściągnął z krzesła.
- Mamy parę spraw do załatwienia, jakbyś zapomniała.
- Nie dotykaj mnie!
- To chyba jedyny sposób, by utrzymać cię przy sobie, więc poświęcę się.
- Zostaw! - krzyknęła głośno.
- Nie rób scen – warknął, przytrzymując ją jeszcze mocniej.
- Dobrze, panie Ministrze. Czego tylko pan sobie życzy – westchnęła zrezygnowana.
Twarz Malfoy'a uległa natychmiastowej zmianie i pojawił się na niej uśmieszek satysfakcji.
- Świetnie. A teraz idziemy do Kingsleya, bo widzę, że zaczyna rozmawiać ze Smithem.
*
- By utrzymać Ministerstwo w ryzach należy posunąć się do radykalnych kroków, Malfoy, a wiem, że jesteś do nich zdolny.
- Pochlebiasz mi, Kingsley. A ty, Smith, co o tym sądzisz?
- Myślę, że takie rozwiązania są rozsądne.
- Rozsądne? - prychnęła Hermiona. - Rozsądnym nazywasz zwolnienie ponad trzydziestu osób z Departamentu Transportu Magicznego, co doprowadziło do wielu protestów i nagonki w prasie?
Rozmowa Malfoy'a, Shacklebota i Smitha była tak sztuczna, a ostatni rozmówca tak głupi, że nie mogła dłużej pozostać milcząca. Ceną, jaką musiała zapłacić za szczerość, było mordercze spojrzenie jej szefa, ale przejmie się tym później. Teraz napawała się tą chwilą, gdy mogła zobaczyć niezbyt inteligentną minę Smitha. Zaśmiała się cicho i odeszła od nich . Była w podłym nastroju. Gdy się zbierała Ron zrobił jej niczym nieuzasadnioną aferę, że wychodzi razem z tą „fretką”. Oczywiście ona zamiast milczeć i po cichu wymknąć się z domu, zrobiła mu wywód na temat jego ograniczonego zakresu myślenia i zaborczości, nawet, jeśli chodzi o sprawy służbowe. Nie wspominając, że tuż przed aportowaniem się zrobiła jeden wielki błąd i zeszła do kuchni, w której przebywała większa część rodziny Weasley'ów, w tym jej chłopak. Widząc jej sukienkę, zrobił się czerwony jak burak i wściekły wbiegł po schodach, potrącając ją przy tym ramieniem. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie i dlatego nie miała ochoty wracać do domu. Chciała uciec. Uciec od tych humorów Rona, zmartwionych spojrzeń Molly, momentami namolnej Ginny... Wiedziała, że to niemożliwe, ale pragnęła tej wolności choć na chwilę. Powolnym krokiem podeszła do baru.
- Coś podać? - spytał barman, mierząc ją wzrokiem.
- Mmm... - zastanowiła się. - Poproszę Ognistą.
W czasie, gdy mężczyzna się odwrócił, by nalać trunek, poczuła czyjś oddech na karku, powodujący u niej dreszcz
- Cóż takiego się stało, że nasza poukładana panna Granger zagląda do kieliszka?
Usłyszała drwiący głos, który codziennie tak bardzo ją irytował.
- Zły dzień – westchnęła, nie mając ochoty na kłótnię.
Podniósł jedną brew przyglądając się jej z zaciekawieniem i kiwnął na barmana.
- Ja też poproszę Ognistą.
Wypili swoje drinki w milczeniu i Hermionie lekko zakręciło się w głowie. Miała zamiar poprosić o kolejny kieliszek, lecz wyprzedził ją Malfoy.
- Dwa razy to samo.
Przewróciła oczami.
- Nie lubię pić w towarzystwie. A już na pewno nie twoim.
Całkowicie zignorował jej wypowiedź, wypił whiskey i uśmiechnął się.
- Ładnie załatwiłaś Smitha. Już miałem dosyć jego ciągłego włażenia w dupę.
Zamrugała zdezorientowana.
- Ale... To nie jesteś zły?
- Oczywiście, że nie jestem.
Teraz już nic nie rozumiała. Przecież jego spojrzenie.. A jej zachowanie... Na brodę Merlina, przecież ona mu się przeciwstawiła! To nie było logiczne.
- Granger, ci ludzie pieprzyli głupoty, sama o tym wiesz, ale gdybym się z nimi nie zgadzał, zrobiliby wszystko, by szybko usunąć mnie ze stanowiska. Po prostu muszę im przytakiwać, przynajmniej w większości spraw. – Skierował swój wzrok na Hermionę. - I tu wkraczasz ty. Wiele ludzi wie, że za czasów szkolnych nie przepadaliśmy za sobą. Twoje „bunty” z jednej strony będą lekceważyli, ale też w pewnym stopniu brali pod uwagę, pamiętając, że jesteś uważana za najmądrzejszą czarownicę od czasu Roweny Ravenclaw, a także przyjaciółką Pottera. Ciężko mi to przyznać, ale by przywrócić Ministerstwo do dawnej świetności nie wystarczy tylko moja osoba. Potrzebna jesteś również ty, pomagasz utrzymać równowagę.
- Czyli... Czyli te wszystkie kłótnie, spory były tylko na pokaz?
- Powiedzmy, że większość z nich.
W oczach Hermiony zabłysła złość. Straciła tyle nerwów na gierki? Chwyciła swoją kopertówkę i zaczęła bić nią ramię Malfoy'a
- Dlaczego... Mi... Nie... Powiedziałeś... Ty... Dupku...- wyrzuciła z siebie, pomiędzy uderzeniami.
Wyrwał z jej rąk torebkę i rozbawiony zabrał też kieliszek.
- Więcej nie pijesz. Robisz się agresywna.
- Agresywna? Ja już ci dam agresywną! Okłamywałeś mnie.
- Daj spokój, Granger. Nie przyjaźnimy się i nigdy tak nie było, więc nie mam obowiązku bycia szczerym wobec ciebie.
- To nie ma nic do rzeczy.
- Jak uważasz. Muszę napić się Ognistej.
*
- Jak to możliwe, że jeszcze trzymasz się w pionie?
- Praktyka czyni mistrza.
Malfoy wypił tyle kieliszków, że przy siódmym straciła już rachubę. Najlepsze, że był prawie całkowicie świadomy, pomijając fakt, że co jakiś czas wybuchał niekontrolowanym śmiechem i plótł głupoty. Właśnie ściągał marynarkę, twierdząc, że „cholernie świeci słońce i jest mu zajebiście gorąco”.
- Wiesz Malfoy, chyba powinniśmy iść do domu...
- Granger, pierwszy raz mówisz z sensem. Idziemy do mnie, czy do ciebie? - spytał poważnie. - O, rumienisz się.
Wzniosła oczy ku niebu i zabrała od niego ściągniętą marynarkę. Jednak źle oceniła jego stan. Jest całkowicie zalany.
- Dalej mieszkasz w Malfoy Manor?
- Teoretycznie.
- Dobrze, w takim razie aportuję się tam razem z tobą, żeby mieć pewność, że nie włóczysz się po jakichś burdelach.
Popatrzył na nią, jak trafiony zaklęciem Imperius.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Burdelach?
- Jeszcze.
- Burdelach?
- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka.
Postanowiła dłużej z nim nie dyskutować, tylko mocno chwyciła go za rękę, by się jej nie wyrwał, chociaż szczerze wątpiła, że w tym stanie byłby do tego zdolny. Aportowali się przed zapierającym dech w piersiach budynkiem. Był ogromny. Ostatni raz była tu, gdy ją, Harry'ego i Rona schwytali szmalcownicy. Wzdrygnęła się. Prawie nic tu się nie zmieniła, nawet atmosfera pozostała taka sama. Tylko jednej rzeczy brakowało...
- A pawie?- zaczęła się rozglądać.
- Czarny Pan pozabijał wszystkie w wściekłości, gdy uciekliście razem z tym skrzatem.
- Och... Ja chyba już pójdę - oznajmiła, wręczając mu marynarkę.
- Granger?
- Tak?
- Całkiem nieźle dziś wyglądasz. Prawie udało ci się ogarnąć ten busz na głowie, a ta suknia podkreśla twój, nienajgorszy kolor oczu.
- To ma być komplement Malfoy? - prychnęła. - Chyba za dużo dziś wypiłeś.

Westchnęła i aportowała się. Boldyn przez chwilę wpatrywał się w miejsce w którym zniknęła.

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział, spodobał mi się :D
    Te potyczki Malfoya i Granger są uroczę :3 Uwielbiam ich jak tak się ze sobą kłócą :P

    Spodobało mi się to ich popijanie przy barze. :)
    Jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi, chociaż wiadomo pozory mylą :D

    Już nie mogę doczekać się następnego ;)

    Powodzenia w dalszym pisaniu i weny przede wszystkim!

    Pozdrawiam!

    ~ Pure - Blood Princess

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu twoja beta... Z jakiegoś powodu ostatnio nie mogłam się z tobą skontaktować, bo musiałam kupić nowy komputer, ale już jestem. Zwarta i gotowa, aby znowu poprawiać kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń