-
Kim ona jest?
-
Hermiona Granger...
-
Ale ona nie jest czystej krwi, prawda?
-
Asystentka Ministra jest razem z nim!
Te
szepty doprowadzały Hermionę do szału. Jeśli już muszą ją
obgadywać, niech robią to trochę ciszej!
-
Granger, co ty tutaj robisz!?
I
jeszcze ten świr.
-
Siedzę, Malfoy.
Złapał
ją za łokieć i niemal brutalnie ściągnął z krzesła.
-
Mamy parę spraw do załatwienia, jakbyś zapomniała.
-
Nie dotykaj mnie!
-
To chyba jedyny sposób, by utrzymać cię przy sobie, więc
poświęcę się.
-
Zostaw! - krzyknęła głośno.
-
Nie rób scen – warknął, przytrzymując ją jeszcze
mocniej.
-
Dobrze, panie Ministrze. Czego tylko pan sobie życzy – westchnęła
zrezygnowana.
Twarz
Malfoy'a uległa natychmiastowej zmianie i pojawił się na niej
uśmieszek satysfakcji.
-
Świetnie. A teraz idziemy do Kingsleya, bo widzę, że zaczyna
rozmawiać ze Smithem.
*
-
By utrzymać Ministerstwo w ryzach należy posunąć się do
radykalnych kroków, Malfoy, a wiem, że jesteś do nich
zdolny.
-
Pochlebiasz mi, Kingsley. A ty, Smith, co o tym sądzisz?
-
Myślę, że takie rozwiązania są rozsądne.
-
Rozsądne? - prychnęła Hermiona. - Rozsądnym nazywasz zwolnienie
ponad trzydziestu osób z Departamentu Transportu Magicznego,
co doprowadziło do wielu protestów i nagonki w prasie?
Rozmowa
Malfoy'a, Shacklebota i Smitha była tak sztuczna, a ostatni rozmówca
tak głupi, że nie mogła dłużej pozostać milcząca. Ceną, jaką
musiała zapłacić za szczerość, było mordercze spojrzenie jej
szefa, ale przejmie się tym później. Teraz napawała się tą
chwilą, gdy mogła zobaczyć niezbyt inteligentną minę Smitha.
Zaśmiała się cicho i odeszła od nich . Była w podłym nastroju.
Gdy się zbierała Ron zrobił jej niczym nieuzasadnioną aferę, że
wychodzi razem z tą „fretką”. Oczywiście ona zamiast milczeć
i po cichu wymknąć się z domu, zrobiła mu wywód na temat
jego ograniczonego zakresu myślenia i zaborczości, nawet, jeśli
chodzi o sprawy służbowe. Nie wspominając, że tuż przed
aportowaniem się zrobiła jeden wielki błąd i zeszła do kuchni,
w której przebywała większa część rodziny Weasley'ów,
w tym jej chłopak. Widząc jej sukienkę, zrobił się czerwony jak
burak i wściekły wbiegł po schodach, potrącając ją przy tym
ramieniem. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie i dlatego
nie miała ochoty wracać do domu. Chciała uciec. Uciec od tych
humorów Rona, zmartwionych spojrzeń Molly, momentami namolnej
Ginny... Wiedziała, że to niemożliwe, ale pragnęła tej wolności
choć na chwilę. Powolnym krokiem podeszła do baru.
-
Coś podać? - spytał barman, mierząc ją wzrokiem.
-
Mmm... - zastanowiła się. - Poproszę Ognistą.
W
czasie, gdy mężczyzna się odwrócił, by nalać trunek,
poczuła czyjś oddech na karku, powodujący u niej dreszcz
-
Cóż takiego się stało, że nasza poukładana panna Granger
zagląda do kieliszka?
Usłyszała
drwiący głos, który codziennie tak bardzo ją irytował.
-
Zły dzień – westchnęła, nie mając ochoty na kłótnię.
Podniósł
jedną brew przyglądając się jej z zaciekawieniem i kiwnął na
barmana.
-
Ja też poproszę Ognistą.
Wypili
swoje drinki w milczeniu i Hermionie lekko zakręciło się w głowie.
Miała zamiar poprosić o kolejny kieliszek, lecz wyprzedził ją
Malfoy.
-
Dwa razy to samo.
Przewróciła
oczami.
-
Nie lubię pić w towarzystwie. A już na pewno nie twoim.
Całkowicie
zignorował jej wypowiedź, wypił whiskey i uśmiechnął się.
-
Ładnie załatwiłaś Smitha. Już miałem dosyć jego ciągłego
włażenia w dupę.
Zamrugała
zdezorientowana.
-
Ale... To nie jesteś zły?
-
Oczywiście, że nie jestem.
Teraz
już nic nie rozumiała. Przecież jego spojrzenie.. A jej
zachowanie... Na brodę Merlina, przecież ona mu się
przeciwstawiła! To nie było logiczne.
-
Granger, ci ludzie pieprzyli głupoty, sama o tym wiesz, ale gdybym
się z nimi nie zgadzał, zrobiliby wszystko, by szybko usunąć mnie
ze stanowiska. Po prostu muszę im przytakiwać, przynajmniej w
większości spraw. – Skierował swój wzrok na Hermionę. -
I tu wkraczasz ty. Wiele ludzi wie, że za czasów szkolnych
nie przepadaliśmy za sobą. Twoje „bunty” z jednej strony będą
lekceważyli, ale też w pewnym stopniu brali pod uwagę, pamiętając,
że jesteś uważana za najmądrzejszą czarownicę od czasu Roweny
Ravenclaw, a także przyjaciółką Pottera. Ciężko mi to
przyznać, ale by przywrócić Ministerstwo do dawnej
świetności nie wystarczy tylko moja osoba. Potrzebna jesteś
również ty, pomagasz utrzymać równowagę.
-
Czyli... Czyli te wszystkie kłótnie, spory były tylko na
pokaz?
-
Powiedzmy, że większość z nich.
W
oczach Hermiony zabłysła złość. Straciła tyle nerwów na
gierki? Chwyciła swoją kopertówkę i zaczęła bić nią
ramię Malfoy'a
-
Dlaczego... Mi... Nie... Powiedziałeś... Ty... Dupku...- wyrzuciła
z siebie, pomiędzy uderzeniami.
Wyrwał
z jej rąk torebkę i rozbawiony zabrał też kieliszek.
-
Więcej nie pijesz. Robisz się agresywna.
-
Agresywna? Ja już ci dam agresywną! Okłamywałeś mnie.
-
Daj spokój, Granger. Nie przyjaźnimy się i nigdy tak nie
było, więc nie mam obowiązku bycia szczerym wobec ciebie.
-
To nie ma nic do rzeczy.
-
Jak uważasz. Muszę napić się Ognistej.
*
-
Jak to możliwe, że jeszcze trzymasz się w pionie?
-
Praktyka czyni mistrza.
Malfoy
wypił tyle kieliszków, że przy siódmym straciła już
rachubę. Najlepsze, że był prawie całkowicie świadomy, pomijając
fakt, że co jakiś czas wybuchał niekontrolowanym śmiechem i plótł
głupoty. Właśnie ściągał marynarkę, twierdząc, że „cholernie
świeci słońce i jest mu zajebiście gorąco”.
-
Wiesz Malfoy, chyba powinniśmy iść do domu...
-
Granger, pierwszy raz mówisz z sensem. Idziemy do mnie, czy do
ciebie? - spytał poważnie. - O, rumienisz się.
Wzniosła
oczy ku niebu i zabrała od niego ściągniętą marynarkę. Jednak
źle oceniła jego stan. Jest całkowicie zalany.
-
Dalej mieszkasz w Malfoy Manor?
-
Teoretycznie.
-
Dobrze, w takim razie aportuję się tam razem z tobą, żeby mieć
pewność, że nie włóczysz się po jakichś burdelach.
Popatrzył
na nią, jak trafiony zaklęciem Imperius.
-
Powiedz to jeszcze raz.
-
Burdelach?
-
Jeszcze.
-
Burdelach?
-
Niegrzeczna z ciebie dziewczynka.
Postanowiła
dłużej z nim nie dyskutować, tylko mocno chwyciła go za rękę,
by się jej nie wyrwał, chociaż szczerze wątpiła, że w tym
stanie byłby do tego zdolny. Aportowali się przed zapierającym
dech w piersiach budynkiem. Był ogromny. Ostatni raz była tu, gdy
ją, Harry'ego i Rona schwytali szmalcownicy. Wzdrygnęła się.
Prawie nic tu się nie zmieniła, nawet atmosfera pozostała taka
sama. Tylko jednej rzeczy brakowało...
- A
pawie?- zaczęła się rozglądać.
-
Czarny Pan pozabijał wszystkie w wściekłości, gdy uciekliście
razem z tym skrzatem.
-
Och... Ja chyba już pójdę - oznajmiła, wręczając mu
marynarkę.
-
Granger?
-
Tak?
-
Całkiem nieźle dziś wyglądasz. Prawie udało ci się ogarnąć
ten busz na głowie, a ta suknia podkreśla twój, nienajgorszy
kolor oczu.
-
To ma być komplement Malfoy? - prychnęła. - Chyba za dużo dziś
wypiłeś.
Westchnęła
i aportowała się. Boldyn przez chwilę wpatrywał się w miejsce w
którym zniknęła.
Fajny rozdział, spodobał mi się :D
OdpowiedzUsuńTe potyczki Malfoya i Granger są uroczę :3 Uwielbiam ich jak tak się ze sobą kłócą :P
Spodobało mi się to ich popijanie przy barze. :)
Jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi, chociaż wiadomo pozory mylą :D
Już nie mogę doczekać się następnego ;)
Powodzenia w dalszym pisaniu i weny przede wszystkim!
Pozdrawiam!
~ Pure - Blood Princess
Tu twoja beta... Z jakiegoś powodu ostatnio nie mogłam się z tobą skontaktować, bo musiałam kupić nowy komputer, ale już jestem. Zwarta i gotowa, aby znowu poprawiać kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuń